Liturgiczna Służba Ołtarza - Strzybnica

Tytuł „Gorzkie żale” wszedł do języka jako synonim marudzenia, bezproduktywnego narzekania. Niesłusznie, bo ten genialny utwór jest zaskakująco aktualny i porusza najgłębsze struny w duszy i w sercu
„Gorzkie żale” mają już 311 lat! Trudno w to uwierzyć, bo w tym utworze prawie nic się nie zestarzało – ani słownictwo, ani składnia, ani styl.
Autor relacjonuje mękę i śmierć Jezusa i opowiada o uczuciach, które budzą się w człowieku rozważającym te wydarzenia: o żalu, współczuciu, zawstydzeniu z powodu własnych grzechów.

Po co „Gorzkie żale”?
A emocje to coś, co dzisiaj jest bardzo „na propsie”, także w życiu religijnym. Chętnie analizujemy uczucia, uczymy się, jak je do siebie dopuszczać i dobrze przeżywać. Rozpamiętywanie męki Pańskiej okazuje się więc czymś zaskakująco współczesnym.
„Gorzkie żale” można nazwać „obserwacją uczestniczącą”. Autor wielokrotnie podkreśla to samo, co słyszymy we fragmencie Księgi Izajasza czytanym podczas liturgii Wielkiego Piątku: „Lecz on był zraniony za NASZE grzechy, zmiażdżony za NASZE winy. Dla NASZEGO zbawienia znosił karcenie, przez jego rany zostaliśmy uzdrowieni”.

Po co to wszystko?
Wyjaśnienie znajdziemy w modlitewnym zwrocie pod koniec pierwszej zwrotki: „Jezu mój, we krwi ran Swoich/ Obmyj duszę z grzechów moich”.

Bestseller
Nabożeństwo „Gorzkich żali” bardzo szybko się spopularyzowało. Na początku XIX wieku było odprawiane chyba w każdej polskiej parafii. Zygmunt Gloger w „Encyklopedii staropolskiej ilustrowanej” napisał, że przez półtora wieku żadna książka nie rozeszła się po Polsce w tylu egzemplarzach.
Nabożeństwo było wówczas znacznie bardziej rozbudowane i dłuższe niż dzisiaj, bo obejmowało nie tylko śpiew, ale także procesję i adorację Najświętszego Sakramentu. Miało też wersje na Wielkanoc i pozostałe części roku liturgicznego.